Nawet będąc z górach, na
wycieczce wzdłuż wschodniego brzegu jeziora, udało się zamówić coś dla M.
Góry nad Jeziorem Garda |
W
jednej z takich miejscowości, zupełnie maleńkiej, dwie ulice na krzyż (niestety
nie pamiętam nazwy), zatrzymaliśmy się zmęczeni jazdą. Dzieci oczywiście od
razu poczuły głód i musieliśmy udać się na poszukiwanie jakiegoś baru czy
pizzerni. Idąc wzdłuż drogi zaszliśmy do lokalnej restauracyjki, a że akurat
była pora lunchu zdecydowaliśmy, że zjemy coś na szybko. Pewnym problemem
okazała się komunikacja, gdyż przemiła pani właścicielka mówiła jedynie po włosku i niemiecku, ja zaś
po angielsku i francusku. Jakoś jednak udało się nam porozumieć, zwłaszcza że
mąż właścicielki rozumiał trochę język polski, gdyż jego tata był Polakiem,
który po wojnie został we Włoszech. Pani przepraszała nas, że niestety nie ma
obiadów bezglutenowych, ale na szybko przygotowała dla M sałatkę ze świeżych
warzyw. Zapytała nas również o to, czy będziemy dłużej w okolicy, bo jeśli tak,
mogłaby jutro przygotować dla M pastę bezglutenową. Byliśmy tylko przejazdem,
więc z przykrością musieliśmy odmówić. Pozytywnie zaskoczeni zrozumieniem
potrzeb naszej córki i gotowością przygotowywania dań bezglutenowych dla niej,
jeśli tylko chcielibyśmy się tam stołować, ruszyliśmy w drogę powrotną,
utwierdzeni w przekonaniu, że Włochy to
raj dla celiaków.
Nasza pierwsza bezglutenowa
podróż była bardziej niż udana. Nie mieliśmy problemów w jedzeniem we Włoszech,
wręcz przeciwnie – kraj ten okazał się idealny dla osób z celiakią. Możemy z
czystym sumieniem polecić słoneczną Italię osobom na diecie bezglutenowej i
ubogolaktozowej. Mam nadzieję, że kiedyś w Polsce świadomość problemu i
zrozumienie potrzeb osób na diecie będzie choć w połowie taka, jaka jest
obecnie we Włoszech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz